czwartek, 2 czerwca 2016

0.50 Prolog

Można powiedzieć, że sfałszowane nuty piosenki odzwierciedlały jego cały dzień, albo gorzej, cały jego poprzedni tydzień, o ile nie rok. Brzmiały okropnie, raniły uszy i sprawiały, że miało się ochotę na odcięcie sobie głowy, byle więcej tego nie słyszeć. Luke Hemmings czuł dokładnie to.
Ale i tak mimo dzwonienie w uszach siedział w tym barze, przy prawie pustej butelce piwa i przeklinał w myślach chłopaka na scenie, który tak okropnie kaleczył piosenkę Jasona Walkera. Westchnął ciężko i jednym łykiem opróżnił butelkę. Zmierzwił swoje blond włosy, które i tak nie były perfekcyjnie ułożone, jednakże wiele razy słyszał, że ten nieład mu pasował.
Liliana Eastwood lubiła ten bar, nawet mimo zawodzenia chłopaka, który nieudolnie śpiewał (albo według niej - jęczał) słowa piosenki Echo.
Od niemal pół godziny rysowała w swoim notatnika chłopaka siedzącego w drugim kącie sali. Co chwila zerkała na niego, kodowała w głowie jakiś szczegół jego twarzy, a potem przynosiła to na papier przed sobą.
- Nadal tu jesteś? - usłyszała obok siebie.
Za ladą przy której siedziała stał wysoki brunet, ubrany w ciemnoszarą koszulkę, jak każdy kto pracował w Benny's.
- Tak, James. I prawdopodobnie będę tu przez następną godzinę, więc nie musisz chodzić i sprawdzać co pięć minut - wyjaśniła zerkając na niego, a potem powróciła do rysowania blondyna z kolczykiem w ustach.
- Ile wypiłaś? - spoważniał czekając na odpowiedź brunetki.
Z kpiącym uśmiechem chwyciła za butelkę piwa przed sobą i uniosła ją chlupiąc płynem w środku.
- Tylko to, nie martw się. Wyjdę stąd bez niczyjej pomocy.
Wzruszył ramionami i odszedł, bo jakiś facet zawołał go zapewne po dolewkę wódki, czy czegokolwiek co miał w szklance.
Po raz enty tego wieczoru jej wzrok powędrował do blondyna, który w tym momencie jakby czując jej spojrzenie na sobie zerknął w jej kierunku.
Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, po kilku sekundach zastanowienia posłała mu łobuzerski uśmieszek czekając na reakcję.
Luke też się uśmiechnął. Nie wiedział dlaczego. Stwierdził, że ta dziewczyna jest jedną z niewielu osób spotykanych w ostatnich miesiącach, która nie patrzyła na niego, jak na kogoś, kogo omija się szerokim łukiem. Dziewczyna po kilku sekundach spuściła wzrok i wróciła do bezgrania po jakiejś kartce, albo czymś innym, nie mógł tego ocenić z tej odległości.
Liliana nawet po kilku sekundach wciąż się uśmiechała, rzadko kiedy w tym barze pojawiał się ktoś kogo nie znała, więc ktokolwiek nowy sprawiał jej odrobinę rozrywki.
Znów spojrzała w kierunku blondyna, ale jego już tam nie było. Westchnęła ciężko i pociągnęła kolejny łyk z butelki.
- Niezły rysunek - powiedział ktoś, kto właśnie usiadł obok niej.
- Dzięki - mruknęła pod nosem kolejny raz poprawiając kontur oczu i kolczyk w ustach na rysunku.
Gdy poczuła, że domniemany ktoś nachyla się nad jej ramieniem wreszcie spojrzała na tą osobę.
Chłopak z kolczykiem we własnej osobie siedział obok niej i lustrował wzrokiem jej dzieło.
- Całkiem nieźle - pochwalił. - Ale... - położył swoją dłoń na jej i pokierował ją po kartce kreśląc kilka linii - bliznę mam nieco niżej, a kurtka jest trochę bardziej postrzępiona - wyjaśnił.
Zabrał rękę i jeszcze raz ocenił całość.
- Idealnie - powiedział.
- Miło to słyszeć. Choć niezbyt lubię, gdy ktoś zmienia moje rysunki.
- Tym razem musisz się z tym pogodzić - wzruszył ramionami i z wyrazem samozadowolenia na twarzy oparł się o ladę za sobą.
Chłopak na scenie sfałszował kolejną nutę, Luke skrzywił się i posłał spojrzenie pełne odrazy. Mimo to nastolatek o ciemnych włosach wciąż grał na scenie, zupełnie nie przejmując się tym, że każdy ma go dość.
- Jakim cudem dajesz radę tu siedzieć? - spytał.
- Gdyby nie pewne okoliczności, nie przychodziłabym tu wcale.
- Jakie okoliczności?
- Można powiedzieć, że istnieje kilka powodów. Jednym z nich to jest, że nie jestem do końca legalna, a tu nie sprawdzają dowodów - zgryzła swoje usta pomalowane bordową szminką.
Wołała powiedzieć to i zostać uznana za jakąś gówniarę, niż tłumaczyć, że sprawia jej przyjemność oglądanie ludzi upijających się w trupa. Ciężko jest tłumaczyć zwykłym śmiertelnikom czego wymaga bycie artystą
Kolejny przeraźliwy fałsz zagłuszył wszystko wokół w barze, a Luke aż zatkał dłońmi uszy i mocno zacisnął powieki.
- Jak można tak zniszczyć Jasona - jęknął. - Mam ochotę sam wejść na scenę i zrobić to lepiej - wyznał.
Był pewien, że potrafi zrobić to lepiej. Gra na gitarze była dla niego prawie tak łatwa jak wiązanie sznurowadeł (pomińmy fakt, że robił to niezwykle rzadko i przez to często zdarzało mu się przewracać). Nuty z wielu piosenek potrafił zagrać po pierwszym usłyszeniu. Tylko głos... Nie sądził, że jego umiejętności wokalne są zachwycające. Ale bycie gorszym od szatyna na scenie, było szczerze mówiąc nie możliwe.
- Nie radzę. Ten chłopak - wskazała głową na scenę - to syn właściciela.
- I wszystko jasne - westchnął.
- Dokładnie.
Podniosła do ust butelkę i wypiła kolejnego łyka. Odstawiła butelkę i przyciągnęła bliżej siebie notes.
- Zazwyczaj podpisuję to co narysowałam - zaczęła i przeniosła swój wzrok na niego. Figlarskim uśmiech widniał na jej ustach. - Problem w tym, że nie znam twojego imienia - wyjaśniła.
Zastanawiał się, co odpowiedzieć. Wydawała się skomplikowana, a on jak to on, nie lubił łatwych rozwiązań.
- Możesz nazwać mnie jak chcesz - odparł.
- Myślę, że imię Jack by Ci pasowało - roześmiała się - albo jeszcze lepiej, gdybyś miał na imię Maggie - sarkastyczny śmiech wydostał się z jego ust. - Jednak mimo wszystko miło byłoby poznać twoje imię - wzruszyła ramionami niby lekceważąco.
Westchnął ciężko, a potem wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Luke Hemmings.
- Liliana Eastwood - odparła z uśmiechem i uścisnęła jego dłoń. - Więc, może opowiesz mi coś o sobie, Luke? - podobał mu się sposób w jaki wypowiedziała jego imię.
- Może przy następnym spotkaniu - odparł i wstał z wysokiego stołka.
- Będzie następne? - spytała i obróciła się, by być twarzą do niego.
- Nigdy nie wiadomo - uśmiechnął się szelmowsko. - Trzymaj się, Lili.
- Do zobaczenia, Luke - odpowiedziała.


No to zaczynamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz