Objawiać sztukę, ukrywać artystę - oto cel sztuki. ~ Oscar Wilde "Porter Doriana Graya"
LILIANA
Lucy obróciła się w kierunku chłopaka.
- Co powiedziałeś? - syknęła.
Wściekłość opanowała jej ciało do tego stopnia, że cała dygotała. Dłonie silnie zaciśnięte w pięści sprawiały, że czuła jak paznokcie wbijają się w jej skórę.
- To co usłyszałaś - odpowiedział z uśmiechem pełnym jadu.
- Nienawidzę cię - powiedziała, a potem odwróciła się i odeszła.
Mimo łez zbierających się w kącikach oczu, poszła przed siebie z głową wysoko uniesioną.
A on nadal stał w tym samym miejscu, oniemiały po słowach jakie wpłynęły z jej ust. 'Nienawidzę cię' tyle razy zdarzało się, że coś zgrzytało pomiędzy nimi, ale jeszcze nigdy nie powiedziała czegoś, co było w stanie zranić go tak bardzo.
- Co powiedziałeś? - syknęła.
Wściekłość opanowała jej ciało do tego stopnia, że cała dygotała. Dłonie silnie zaciśnięte w pięści sprawiały, że czuła jak paznokcie wbijają się w jej skórę.
- To co usłyszałaś - odpowiedział z uśmiechem pełnym jadu.
- Nienawidzę cię - powiedziała, a potem odwróciła się i odeszła.
Mimo łez zbierających się w kącikach oczu, poszła przed siebie z głową wysoko uniesioną.
A on nadal stał w tym samym miejscu, oniemiały po słowach jakie wpłynęły z jej ust. 'Nienawidzę cię' tyle razy zdarzało się, że coś zgrzytało pomiędzy nimi, ale jeszcze nigdy nie powiedziała czegoś, co było w stanie zranić go tak bardzo.
Uśmiechnęłam się pod nosem i kliknęłam na przycisk z napisem opublikuj, a potem zamknęłam laptopa i położyłam go na biurku.
↗ ↙ ↖ ↘ ↗ ↙ ↖ ↘
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy naprawdę jesteś wolny? Co to słowo 'wolność' znaczy?
Otóż
według mnie nikt z nas nie jest do końca wolny. Nie ważne czy masz
pięć, piętnaście, dwadzieścia pięć czy pięćdziesiąt lat, zawsze istnieje
coś (w gorszych przypadkach ktoś) co wiąże nam ręce niczym żelazny
łańcuch. Mogą to być rodzice, praca, ukochana, dziecko, projekt do
wykonania, praca domowa do odrobienia, dosłownie cokolwiek.
W moim wypadku, mając osiemnaście lat, była to szkoła.
Toteż
właśnie w ten poniedziałkowy poranek musiałam zerwać się z łóżka,
doprowadzić do stanu używalności i wybiec z mieszkania, gdy uświadamiam
sobie, że jestem już spóźniona na pierwszą lekcję. Zwyczajna rutyna.
Jednak
punktualnie (choć zależy jak i dla kogo) o ósmej (piętnaście, ale o tym
wspominać nie warto) wbiegłam do szkoły trzymając w dłoni kubek po
napoj bogów w środku. Co będę tłumaczyć, tamtego ranka bez dawki kofeiny
nie byłabym w stanie funkcjonować.
W pośpiechu wyrzuciłam kubek do kosza i zapukałam w drzwi sali chemicznej, by zaraz wpaść tam z uśmiechem pełnym skruchy.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedziałam.
-
To kolejny raz w tym miesiącu, panno Eastwood - złośliwy ton
nauczycielki nie robił już na mnie wrażenia. - Zapraszam do tablicy.
Jakby inaczej!?
Jakby inaczej!?
Mogłam
cieszyć się z tego, że podobne zadanie rozwiązałam ucząc się jakiś czas
temu. Oczywiście to nie znaczyło, że to potrafiłam, ale moja odpowiedź
była bliska poprawnej.
Udało mi się przetrwać te lekcje, najgorsze tego dnia miało niestety jednak nadejść.
- Anie! - przeraźliwy pisk przebił się przez gwar licealistów wysypujacych się z sal na korytarz.
Skrzywiłam
się lekko, ale gdy odwróciłam się w kierunku osoby, która to
wykrzyknęła końcówkę mojego imienia uśmiechałam się jednym z
wyćwiczonych uśmiechów.
- Hej, Jessie - zwróciłam się do niskiej blondynki, która nawet na szpilkach nie dorównywała mi wzrostem.
- Dlaczego nie było cię na mojej imprezie w piątek? - spytała.
- Byłam bardzo zajęta. Domyślam się, że wiele mnie ominęło, co? - staram się odwrócić jej uwagę od powodu mojej nieobecności.
-
Właśnie! Nie uwierzysz co się stało - w tym momencie zaczęła opowiadać
mi historie o... nie mam pojęcia czym, nie słuchałam jej.
- Wybacz, Jessie - przed nami pojawia się moja przyjaciółka Nori - Ale muszę zabrać Annę ze sobą.
Chwyciła
mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Pomachałam do farbowanej blondynki
na pożegnanie, starając utrzymać się na twarzy sztuczny uśmiech i
pozwoliłam zaciągnąć się w kierunku szafek.
- Co ta szmata od ciebie chciała? - zadała mi pytanie, gdy ustałyśmy pod moją szafką.
-
Dowiedzieć dlaczego nie było mnie w piątek - wzruszyłam ramionami i
otworzyłam szafkę, by wrzucić do środka niepotrzebne książki.
- Znów siedziałaś w tym obskurnym barze, prawda? Przecież i tak nigdy nie ma tam nikogo fajnego.
Teraz
był. Moje myśli zaczęły błądzić wokół blondyna z kolczykiem w ustach.
Szybko się opamiętałam i przytomniej spojrzałam na blondynkę przed sobą,
która w tym momencie bawiła się końcówkami włosów zafarbowanymi na
fioletowo.
- Coś się stało na tej imprezie? - dopytałam z powodu jej dziwnego zachowania.
- Nie, chociaż... Zapomnij. Widzimy się na lunchu - krzyknęła, gdy się ode mnie oddalała.
- Cokolwiek - prychnęłam pod nosem.
↗ ↙ ↖ ↘ ↗ ↙ ↖ ↘
Gdy usiadłam na stołówce Nori obowiązkowo zaczęła ten nieprzyjemny temat.
- W necie jest nowy rozdział.
- No i co w związku z tym? - odpowiedziałam lekceważąco.
- Naprawdę jest niezły, powinnaś przeczytać. Lucy wymiata - uśmiechnęła się rozmarzenie.
Jest jedną rzecz, której
moją przyjaciółka o mnie nie wie. To, że te wypociny, które ona tak
namiętnie czyta w internecie (ona i chyba każda dziewczyna w moim
liceum) są mojego autorstwa. No ale tego nie wie nikt i nikt nie
powinien się dowiedzieć.
- Wybacz, ale wolę poczytać coś, co jest prawdziwą książką.
Sięgnęłam do torby i
wyjełam z niej jakąś starą podniszczoną książkę, której tytułu nie
potrafię sobie teraz przypomnieć i zaczęłam czytać.
- Wolisz jakąś tandetną literaturę niż coś co jest życiowe i naprawdę pouczające, pełne emocji...
- Tak. Wolę tandetną literaturę. Coś jeszcze? - wkurzyłam się, jak zwykle. Wolałam udawać, że tego nienawidzę niż się wygadać.
- Ale przeczytasz? - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Jak znajdę chwilę to przeczytam, żebyś mogła mi się wygadać - odparłam i wróciłam do książki.
Och, czasami miałam
swoją przyjaciółkę za kompletną idiotkę. W opowiadaniu było tyle
wskazówek dotyczących autora, jednak nikomu do tej pory nie udało się
tego domyślić.
- A tak w ogóle, czy Jessie dalej myśli, że masz na imię Anna? - wskazała na mnie plastikowym widelcem.
- Prawdopodobnie. Nikt
jej nie uświadomił, że Anna, to skrót od Liliana. Z dwojga złego wolę to
niż, jakby chciała mówić na mnie Lili - wzdrygam się.
- Wyobrażasz sobie jej skrzeczący głos? - Nori i ja wybuchłyśmy śmiechem.
↗ ↙ ↖ ↘ ↗ ↙ ↖ ↘
Wieczorem gdy byłam w domu usiadłam przy biórku i zabrałam się za pisanie kolejnego rozdziału. Nijak mi to nie szło.
Przez
cały dzień myślami byłam przy chłopaku poznany w piątek w nocy. Nie
uznawałam tego za nic nadzwyczajnego, zawsze tak miałam po spotkaniu
kogoś nowego, znaczy sie przez następny tydzień myślałam o tej osobie, a
potem zapomniałam o jej istnieniu.
Tylko,
że w Luke'u było coś co sprawiało, że nie potrafiłam o nim zapomnieć.
Od tak urok chłopaka, przed którym ostrzega się dziewczyny.
W dużej mierze myślałam o
nim, bo przypominał mi Calena - głównego bohatera mojego opowiadania.
Był tajemniczy i miał coś w swoim spojrzeniu, co samo w sobie sprawiało,
że człowiek był jak sparaliżowany i nie potrafił oderwać wzroku, dopóki
on tego nie zrobił.
Przerwałam swoje
rozmyślenia, bo usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Wyszłam z pokoju
i skierowałam się do kuchni, gdzie już była Beth robiąca sobie kawę.
- Wyglądasz koszmarnie, mamo - powiedziałam.
Elizabeth, częściej
zwana Beth nie była do końca moją mamą. W skrócie wyglądało to tak: Moja
matka zmarła gdy miałam pięć lat, wtedy też mój tata pogrążył się w
żałobie z której wyciągnąć potrafiła go tylko Elizabeth. Zostali
małżeństwem po dwóch latach znajomości, a Beth zatroszczyła się o mnie
jak o własną córkę, niszcząc w ten sposób stereotyp o złej macosze.
- Wiem, przeprowadzałam ciężką operację, dosłownie trzy godziny stania nad pacjentem - opadła zmęczona na krzesło.
- Tata się odzywał? - spytałam.
- Mhm. Zarezerwował nam bilety na lot za miesiąc, ale może uda mu się wyrwać z Londynu wcześniej - uśmiechnęła się.
- Byłoby świetnie - potwierdziłam.
Nigdy nie widziałam osób tak tęskniących za sobą jak Beth i mój ojciec. Jednak musiał pracować w Anglii i przyjeżdżał do nas co jakiś czas zostając na około miesiąc.
Nigdy nie widziałam osób tak tęskniących za sobą jak Beth i mój ojciec. Jednak musiał pracować w Anglii i przyjeżdżał do nas co jakiś czas zostając na około miesiąc.
- Nie możesz się doczekać, co? - dopytałam.
- Tak. Jednak wolałabym
jechać do niego niż on znów do nas. Będzie tylko narzekał i pewnie znów
stwierdzi, że powinnyśmy się przeprowadzić.
No tak. Mimo, że pieniędzy nam jakoś szczególnie nie brakowało, to mieszkałyśmy w małym mieszkaniu na przedmieściach.
Ale ja i moja macocha
lubiłyśmu to miejsce, bo miało swój klimat. Cały budynek zbudowany z
czerwonej cegły był porośnięty bluszczem, a w każdym mieszkaniu byli
ludzie, których nie znalazłoby się nigdzie indziej. Ale opowiem o nich
innym razem.
- Muszę zadzwonić do Nori - powiedziałam po przypomnienieniu sobie o rozmowie, którą odbyłyśmy na stołówce.
Pognałam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, w międzyczasie wybierając numer do przyjaciółki.
- Halo - jej głos zabrzmiał w słuchawce.
- Przeczytałam - mówię uśmiechając się, lecz staram się utrzymać chłodny ton, jakbym mówiła o czymś okropnym.
- Super! - zapiszczała. -
Nie rozumiem Calena, jest taki jakiś niogarnięty życiowo. Ale Lucy to
najlepsza postać z jakiejkolwiek książki, którą kiedykolwiek
przeczytałam!
Nie było dużo tych książek - pomyślałam.
Rozmawiałam z nią
jeszcze godzinę. Ja narzekałam, ona wychwalała treść opowiadania. Byłam w
stanie rozmawiać z nią o tym co piszę tylko przez telefon, wtedy nie
mogła widzieć mojej twarzy i wiedzieć, że część z moich słów to
kłamstwa.
▶Trochę nieciekawy
ten początek. Trudno mi rozpocząć jakąkolwiek akcję, która będzie w
stanie wprowadzić w fabułę i jednocześnie was nie znudzi. Ciągłe pisanie
kto kim jest uznaję za beznadziejnie, choć czasem sytuacja tego wymaga,
więc wybaczcie jeżeli będę pisać w ten sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz